Otwieram oczy i widzę nad sobą jakiś materiał. - Nareszcie się obudziłaś. - uśmiecha się do mnie czarnooka brunetka. Usiłuję przypomnieć sobie jak tu trafiłam. Chwytam się za głowę, bo odczuwam okropne zawroty, gdy usiłuję usiąść.
- Kim jesteś? - chrypię.
- Na imię mi Fenni. - wyjaśnia i uważnie mi się przypatruje.
- Czy jestem brudna, że się tak we mnie wpatrujesz. - syczę na nią.
- Och, wybacz. - spuszcza wzrok. - Po prostu wyglądasz zupełnie normalnie i w dodatku jesteś ładna.
- Taaak... wczoraj wyglądałam... nadzwyczaj źle...
- Chciałaś powiedzieć tydzień temu.
- Co?! Leżę tu już tydzień?! - to niemożliwe, ale dziewczyna kiwa głową, nagle przypominam sobie.
- Gdzie jest Denn? - pytam, ale ona patrzy na mnie jak na kosmitę, czyli jak zawsze. - Smok...
- Ach! U nas smoki nie mają imion. Z tego co wiem to dwa dni temu uciekła. - wzrusza ramionami. To niemożliwe, nie uciekłaby beze mnie.
Będzie dobrze.
Czyli uciekła?!
Zaufaj jej.
Denerwujesz mnie.
Zdaję sobie z tego sprawę.
- Muszę zaprowadzić cię do księcia. Trochę go poturbowałaś... - mówi.
- I bardzo dobrze. Może nareszcie coś poczuł.
Dziewczyna patrzy na mnie jakbym miała zaraz wyparować, a po chwili prowadzi mnie do namiotu "księcia".
- W środku klęknij przed nim. Może nie utnie ci głowy.
- Nie zamierzam klękać przed takim.dupkiem. Ile on w ogóle ma lat? 7?
- 17. - dziewczyna nie rozumie sarkazmu.
- Zachowuje się jak gówniarz. - oświadczam i wchodzę do środka.
Pierwsze co zauważam to on na jakimś "tronie", obok stoją ludzie, wszyscy mają ciemne włosy i oczy, wszyscy oprócz tego chłopaka. On wyróżnia się włosami w miodowym odcieniu blondu oraz jasnym oczami o barwie orzechów.
Staję w miejscu i krzyżuję ręce na piersi.
- Dziewczyno, ukleknij przed księciem, jedynym władcą tych ziem.
- Nie mam zamiaru. - mówię z mam nadzieję hardą miną do sługi, który mi to nakazał.
- Jaka odważna - śmieje się rzekomy książę. - ale ten akt odwagi może być ostatnim głupim czynem w twoim życiu.
- Czy to jest groźba? Bo jeśli tak to chciałabym poznać imię tego księcia, który przy pierwszym spotkaniu grozi mi śmiercią.
- Och, to pewnie dlatego, że to nasze DRUGIE spotkanie, bo przy pierwszym, o ile nie pamiętasz, prawie mnie zabiłaś.
- Widzę, że już ci lepiej? - syczę.
- Powiedzmy. - uśmiecha się, a mnie to denerwuje. Usiłuję wytrącić go z równowagi, a on nic!
- Wiele osób ci powtarza, że jesteś wkurzający?
- Słyszałem tylko, że jestem czarujący, dlaczego pytasz?
- Tak sobie, głośno myślę.
- Może byś się czegoś napiła?
- Nie chcę się otruć.
- Masz rację, wtedy nie dokończymy rozmowy.
- Ta rozmowa skończy się za chwilę jeśli nie będziesz odnosił się do mnie w należyty sposób. Szanuję samą siebie i wymagam szacunku od innych. - unoszę wyżej brodę, abym wydawała się wyższa i odważniejsza, tak naprawdę boję się. Chłopak uśmiecha się i podchodzi do mnie.
- Jestem Edward. - mówi z wyjątkowo poważną miną.
- I niby jak wołali cię rodzice? - prycham. Nie mam zamiaru być miła. - A może właśnie dlatego, że tego nie zdrabniali jesteś taki nadęty i bezserca?
- A może po prostu umarli. - odwraca się do mnie tyłem i wraca na tron.
Zapada cisza. Jest mi trochę głupio. Może on jest bezserca, ale ja nie i nie przywykłam do ranienia ludzi. Nie mam ochoty go w tym momencie obrażać, więc wychodzę z namiotu. Na zewnątrz wita mnie zdziwione spojrzenie Fenni.
- Mogę się gdzieś położyć? Słabo się czuję. - pytam i padam nieprzytomna na ziemię.
Budzę się w jeszcze innym miejscu, powoli zaczyna mnie to denerwować, ale cała sztywnieję, gdy zauważam, że nade mną siedzi ten blondyn.
- Nie chciałem cię przestraszyć, przed chwilą przyszedłem. Chcę tylko powiedzieć, że dostaniesz konia oraz trochę jedzenia i możesz sobie jechać. - oznajmia i wychodzi.
Chwilę leżę nie ruszając się i usiłuję poukładać sobie to wszystko w głowie. Po kilku minutach do namiotu, w którym leżę wchodzi Fenni.
- Jeśli chcesz dam ci coś do jedzenia.
- W porządku. - nawet na nią nie patrzę dopóki kątem oka nie zauważam jej posiniaczonej ręki.
- Co ci się stało? - pytam, lecz ona zawstydzona naciąga mocniej rękaw.
- To nic takiego. Czasem jest gorzej. - dziewczyna nawet nie zauważa, że bardziej się wplątuje.
- Jak gorzej?
Fenni zasłania usta ręką i szybko rozgląda się dookoła, na jej twarzy maluje się strach.
- Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę nic mówić. - oświadcza i już w ciszy podaje mi posiłek. - Chodź, pokażę ci twojego konia. - wyciaga do mnie rękę w geście pomocy, a ja ją przyjmuję.
Idziemy w kierunku drzewa, do którego przywiązany jest kary fryzyjski rumak.
- To najbardziej wytrzymały z koni księcia, w dodatku jego ulubiony to wielki zaszczyt, że ci go podarował. - szepcze mi Fenni.
- Dziękuję, że się mną opiekowałaś, napewno cię nie zapomnę.
- To był wielki zaszczyt. - mówi z uśmiechem.
Dosiadam konia i spinam butami jego boki, chcę ruszać, ale chcę zamknąć za sobą ten rozdział, więc ruszam w kierunku księcia.
- Dziękuję za konia. - wołam z uśmiechem i odjeżdzam na północ pełnym galopem.
--------------------------------------------------------------------------------------
Nie będę się tłumaczyć, bo nawet głupio... Nie było mnie długo, ale powracam i mam nadzieję, że jest tu ktoś jeszcze. Postaram się już stąd więcej nie uciekać...