Translate

piątek, 27 lutego 2015

7.

Otwieram oczy i widzę nad sobą jakiś materiał. - Nareszcie się obudziłaś. - uśmiecha się do mnie czarnooka brunetka. Usiłuję przypomnieć sobie jak tu trafiłam. Chwytam się za głowę, bo odczuwam okropne zawroty, gdy usiłuję usiąść.
- Kim jesteś? - chrypię.
- Na imię mi Fenni. - wyjaśnia i uważnie mi się przypatruje.
- Czy jestem brudna, że się tak we mnie wpatrujesz. - syczę na nią.
- Och, wybacz. - spuszcza wzrok. - Po prostu wyglądasz zupełnie normalnie i w dodatku jesteś ładna.
- Taaak... wczoraj wyglądałam... nadzwyczaj źle...
- Chciałaś powiedzieć tydzień temu.
- Co?! Leżę tu już tydzień?! - to niemożliwe, ale dziewczyna kiwa głową, nagle przypominam sobie.
- Gdzie jest Denn? - pytam, ale ona patrzy na mnie jak na kosmitę, czyli jak zawsze. - Smok...
- Ach! U nas smoki nie mają imion. Z tego co wiem to dwa dni temu uciekła. - wzrusza ramionami. To niemożliwe, nie uciekłaby beze mnie.
Będzie dobrze.
Czyli uciekła?!
Zaufaj jej.
Denerwujesz mnie.
Zdaję sobie z tego sprawę.

- Muszę zaprowadzić cię do księcia. Trochę go poturbowałaś... - mówi.
- I bardzo dobrze. Może nareszcie coś poczuł.
Dziewczyna patrzy na mnie jakbym miała zaraz wyparować, a po chwili prowadzi mnie do namiotu "księcia".
- W środku klęknij przed nim. Może nie utnie ci głowy.
- Nie zamierzam klękać przed takim.dupkiem. Ile on w ogóle ma lat? 7?
- 17. - dziewczyna nie rozumie sarkazmu.
- Zachowuje się jak gówniarz. - oświadczam i wchodzę do środka.
Pierwsze co zauważam to on na jakimś "tronie", obok stoją ludzie, wszyscy mają ciemne włosy i oczy, wszyscy oprócz tego chłopaka. On wyróżnia się włosami w miodowym odcieniu blondu oraz jasnym oczami o barwie orzechów.
Staję w miejscu i krzyżuję ręce na piersi.
- Dziewczyno, ukleknij przed księciem, jedynym władcą tych ziem.
- Nie mam zamiaru. - mówię z mam nadzieję hardą miną do sługi, który mi to nakazał.
- Jaka odważna - śmieje się rzekomy książę. - ale ten akt odwagi może być ostatnim głupim czynem w twoim życiu.
- Czy to jest groźba? Bo jeśli tak to chciałabym poznać imię tego księcia, który przy pierwszym spotkaniu grozi mi śmiercią.
- Och, to pewnie dlatego, że to nasze DRUGIE spotkanie, bo przy pierwszym, o ile nie pamiętasz, prawie mnie zabiłaś.
- Widzę, że już ci lepiej? - syczę.
- Powiedzmy. - uśmiecha się, a mnie to denerwuje. Usiłuję wytrącić go z równowagi, a on nic!
- Wiele osób ci powtarza, że jesteś wkurzający?
- Słyszałem tylko, że jestem czarujący, dlaczego pytasz?
- Tak sobie, głośno myślę.
- Może byś się czegoś napiła?
- Nie chcę się otruć.
- Masz rację, wtedy nie dokończymy rozmowy.
- Ta rozmowa skończy się za chwilę jeśli nie będziesz odnosił się do mnie w należyty sposób. Szanuję samą siebie i wymagam szacunku od innych. - unoszę wyżej brodę, abym wydawała się wyższa i odważniejsza, tak naprawdę boję się. Chłopak uśmiecha się i podchodzi do mnie.
- Jestem Edward. - mówi z wyjątkowo poważną miną.
- I niby jak wołali cię rodzice? - prycham. Nie mam zamiaru być miła. - A może właśnie dlatego, że tego nie zdrabniali jesteś taki nadęty i bezserca?
- A może po prostu umarli. - odwraca się do mnie tyłem i wraca na tron.
Zapada cisza. Jest mi trochę głupio. Może on jest bezserca, ale ja nie i nie przywykłam do ranienia ludzi. Nie mam ochoty go w tym momencie obrażać, więc wychodzę z namiotu. Na zewnątrz wita mnie zdziwione spojrzenie Fenni.
- Mogę się gdzieś położyć? Słabo się czuję. - pytam i padam nieprzytomna na ziemię.
Budzę się w jeszcze innym miejscu, powoli zaczyna mnie to denerwować, ale cała sztywnieję, gdy zauważam, że nade mną siedzi ten blondyn.
- Nie chciałem cię przestraszyć, przed chwilą przyszedłem. Chcę tylko powiedzieć, że dostaniesz konia oraz trochę jedzenia i możesz sobie jechać. - oznajmia i wychodzi.
Chwilę leżę nie ruszając się i usiłuję poukładać sobie to wszystko w głowie. Po kilku minutach do namiotu, w którym leżę wchodzi Fenni.
- Jeśli chcesz dam ci coś do jedzenia.
- W porządku. - nawet na nią nie patrzę dopóki kątem oka nie zauważam jej posiniaczonej ręki.
- Co ci się stało? - pytam, lecz ona zawstydzona naciąga mocniej rękaw.
- To nic takiego. Czasem jest gorzej. - dziewczyna nawet nie zauważa, że bardziej się wplątuje.
- Jak gorzej?
Fenni zasłania usta ręką i szybko rozgląda się dookoła, na jej twarzy maluje się strach.
- Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę nic mówić. - oświadcza i już w ciszy podaje mi posiłek. - Chodź, pokażę ci twojego konia. - wyciaga do mnie rękę w geście pomocy, a ja ją przyjmuję.
Idziemy w kierunku drzewa, do którego przywiązany jest kary fryzyjski rumak.
- To najbardziej wytrzymały z koni księcia, w dodatku jego ulubiony to wielki zaszczyt, że ci go podarował. - szepcze mi Fenni.
- Dziękuję, że się mną opiekowałaś, napewno cię nie zapomnę.
- To był wielki zaszczyt. - mówi z uśmiechem.
Dosiadam konia i spinam butami jego boki, chcę ruszać, ale chcę zamknąć za sobą ten rozdział, więc ruszam w kierunku księcia.
- Dziękuję za konia. - wołam z uśmiechem i odjeżdzam na północ pełnym galopem.

--------------------------------------------------------------------------------------
Nie będę się tłumaczyć, bo nawet głupio... Nie było mnie długo, ale powracam i mam nadzieję, że jest tu ktoś jeszcze. Postaram się już stąd więcej nie uciekać...

poniedziałek, 23 lutego 2015

6.

- No dobrze, odpoczęłyśmy, było fajnie, ale czas ruszać. - oznajmia Denn.
- Ale gdzie właściwie? - pytam bawiąc się z Jerzusią.
- Do bezpiecznego miejsca.
- Czyli? - znów zadaję pytanie, lecz dziewczyna mi nie odpowiada. - Denn! Co znów ukrywasz?
- Wiesz... to skomplikowane, nie chcę ci mówić o tym akurat teraz. - niezbyt dobrze się tłumaczy.
- Za to ja chcę. Jestem w końcu tą królewną, czy nie? - pytam zdenerwowana i nic nie obchodzi mnie to, że zachowuję się jak dziecko. Dziewczyna w odpowiedzi lekko kiwa głową. - A więc rozkazuję ci żebyś mi powiedziała.
- Nie zaczyna się zdania od "więc", może spróbuj na początek mówić jak królewna. Lekcja o rozkazywaniu jest jedną z ostatnich. - oznajmia i zmienia się w smoka, po czym bezceremonialnie sadza mnie z Jerzusią w ręku na swoim grzbiecie i zaczyna się mój pierwszy lot na smoku w czasie, którego jestem przytomna.
Na noc zatrzymujemy się na polanie w środku lasu, otaczają nas drzewa. Jestem trochę zdenerwowana, ale Denn obiecuje, że będzie czuwała całą noc, nie mam co prawda pojęcia jak w takim razie ma zamiar jutro rano ruszyć dalej, ale wierzę, że wie co robi. Ostatnie co pamiętam to Jerzusia wtulająca się w moje ramię, a potem odlatuję do krainy snu.
W środku nocy budzą mnie popiskiwania Xery.
- Xerka? Gdzie jesteś malutka? - pytam szeptem, lecz dookoła mnie jest tylko cisza i mrok. Rozglądam się uważnie i widzę, że nigdzie nie widać Denn.
Przeklinam pod nosem i wstaję z prowizorycznego posłania z mchu. Nadal nie widzę nic ciekawego, nie wiem co mam robić, jest środek nocy, a ja siedzę sama w środku lasu. Może mieszkają tutaj trolle, elfy, czy ogromne owady?

Nie wydaje mi się.
To znów ty!
Powinnaś się cieszyć, że masz chociaż mnie.
Niewielka z ciebie pociecha.
Phi... Ostatnio to ja wiedziałem, że Xera jest Jerzusią.
To, że wiesz kim ona jest nie znaczy, że możesz uważać się za kogoś ważnego. Ty nawet nie wiesz jakie jest twoje imię!
To akurat wiem.
A podobno nie masz żadnych wspomnień...
To nie jest wspomnienie.
Niech ci będzie. To jak w takim razie masz na imię, najwspanialszy głosie?
Jestem Olivier Leonard William.
Długie to twoje imię.
Nie narzekaj tylko idź w prawo.
Dlaczego akurat tam?
Jak zwykle zadajesz za dużo pytań.
Już nic nie mówię.

Obrażona idę w kierunku wskazanym przez Oliviera, wolę iść tam niż kierować się donikąd. Teraz przynajmniej mam jakiś cel. Im dalej idę tym wyraźniej słyszę jakieś dziwne dźwięki i coraz jaśniejsze stają się światła.
W końcu dochodzę do polany. Wokół ogromnego ogniska siedzą ludzie, widzę tylko cztery kobiety i dwie dziewczynki, pozostali to młodzieńcy oraz mężczyźni, lecz najgorsze dopiero przede mną. Pewnien kawałek od ogniska leży związana Denn, jest smokiem, lecz w jej żółto-brązowych oczach wyraźnie widzę strach.
Jestem naprawdę wkurzona, mam zamiar wylądować tą całą złość na tych wszystkich, którzy jej to zrobili, nie mam pojęcia kto z nich konkretnie jest w to zamieszany, ale nie obchodzi mnie to. Skoro mogą patrzeć na jej cierpienie to znaczy, że mogą kiedyś postąpić tak samo. Nie zgadzam się na to.
Zamierzam pokazać im co myślę!

Błagam cię Alyson, dla twojego dobra, nie rób tego!
Zamknij się!
Ally, uspokój się! Emocje tobą żądzą, nie pozwól im.
Nie pozwolę.

Ruszam do ludzi przy ognisku.
- Natychmiast mi wyjaśnijcie co to ma znaczyć! - krzyczę wskazując na Denn, lecz oni wpatrują się we mnie zdziwieni, może trochę przestraszeni.
Cała płonę gniewem, czuję jakbym zaraz miała wybuchnąć! Muszę się wyżyć! Podchodzę bliżej.
- Kto wami żądzi! - nie zmieniam tonu, a oni wskazują chłopaka, który zapewne jest niewiele starszy ode mnie.
- Ha. - prycham. - Masz natychmiast uwolnić moją przyjaciółkę. - mrużę oczy ze złości.
- Tego potwora? - pyta bez cienia strachu.
- To ty jesteś potworem! Jak możesz patrzeć na cudze cierpienie i nie zareagować?! Jesteś okrutnym człowiekiem, o ile nim jesteś, bo nie masz w sobie odrobiny ludzkości!
- Kotku, zanim zaczniesz kogoś nazywać potworem spójrz na siebie. - oznajmia dokładnie oglądając swoje paznokcie. Chcę mu coś powiedzieć, robię krok do przodu.

On ma rację.
Co?!?!
Spójrz.

Patrzę na swoje dłonie, są lodowate i zrobiły się całe niebieskie, lecą z nich złote iskierki, moje włosy zrobiły się rude z ziemistymi, niebieskimi oraz rozwiewanymi przez wiatr białymi pasemkami.
Co się ze mną dzieje???
Wyciagam rękę do przodu, aby uważniej się jej przyjrzeć, a przywódcę tych barbarzyńców odpycha do tyłu.
Co ja mu zrobiłam!
- Przepraszam! - podbiegam do niego, lecz w rękach nadal czuję złość, więc boję się do niego zbliżyć.
- Zwiążcie ją! - krzyczy słabo i pada na ziemię.
- Proszę... ja nie chciałam! - wołam, lecz czuję uderzenie z tyłu głowy i tracę przytomność.

------------------------------------------------------------
Przepraszam, że przez tak długi czas mnie nie było, ale to głównie z powodu moich spraw prywatnych... Postaram Wam się to choć trochę wynagrodzić.