Ten rozdział dedykuję Jerzysi vel. Xerze :)
________________________________________
Kolejny raz budzę się w innym miejscu, ale tym razem wygląda ono dużo bardziej przyjaźnie. Siedzę na łące pełnej soczysto zielonej trawy oraz różnobarwnych kwiatów. Roi się tu od pszczół, ciekawych gatunków motyli i wielu innych owadów.
- Jak tu pięknie. - szepczę sama do siebie.
- Owszem. - nagle za moimi plecami pojawia się Denn.
- Gdzie jesteśmy? - pytam nadal rozglądając się po tej wspaniałej okolicy.
- To są Barwne Wzgórza. - dziewczyna zatacza ręką okrąg.
- Niezbyt wymyślna nazwa, ale bardzo pasuje do tego krajobrazu.
- Inaczej byłaby inna, nie sądzisz? - uśmiecha się Denn. - Jesteś głodna? - zadaje pytanie i zanim zdąrzę odpowiedzieć nalewa mi zupy do drewnianej miseczki.
- Dziękuję ci, chyba uratowałaś mi życie. - żartuję, ale w rzeczywistości nie mam ochoty jeść, muszę w końcu znaleźć czas na wnikliwe przemyślenie tego wszystkiego.
Powoli jem zupę, Denn przez cały czas jest cicho. Gdy miska jest pusta mój brzuch jest zdecydowanie pełny.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam coś równie dobrego. - oświadczam z uśmiechem.
- Miło mi. Wybacz, ale muszę iść rozejrzeć się po okolicy. - informuje mnie szybko dziewczyna i nim zdążę coś odpowiedzieć staje na nogi, po czym oddala się w kierunku lasu.
Dopiero po pewnym czasie zauważam brak Nica i jestem naprawdę ciekawa, gdzie może on się teraz znajdować. Możliwe, że to on czeka na Denn w lesie. Leżenie oraz rozmyślanie nawet w tak wspaniałym miejscu może się znudzić, wstaję, więc i udaję się w kierunku mi nieznanym. Niestety łąka rozlega się we wszystkich kierunkach, co oznacza, iż nie ma nic nowego do podziwiania. Jedynym wyjątkiem jest miejsce, do którego poszła Denn, a tam naturalnie nie mogę się udać.
W końcu z tej całej nudy siadam w wysokiej trawie i patykiem kreślę na ziemi niezbyt skomplikowane rysunki. Przez śpiew ptaków, szum traw, bzyczenie pszczół, cykanie świerszczy i ten cały magiczny krajobraz do moich ust napływają nuty, nie mogę się opanować i zaczynam je uwalniać.
Nie słyszałam mojego głosu już tak dawno, że sama dziwię się jego brzmieniu. Teraz chcę tańczyć, lecz jak miałabym wytłumaczyć Denn, czy Nicowi to, że skaczę po łące i próbuję śpiewać? Pomyślą, że jestem jakaś niezrównoważona.
Muszę się opanować usiąść spokojnie i czekać.
Poczekasz sobie.
Och, zamknij się już! Kim w ogóle jesteś i dlaczego słyszysz moje myśli? Jakim prawem przebywasz w mojej głowie?
Sam nie wiem. Pierwsze co pamiętam to... Ach nie, to twoje wspomnienie.
Zajmij się lepiej swoimi wspomnieniami, bo niedługo może ich zabraknąć.
Czy to była groźba? Jeśli tak to ciekawe jak miałabyś się mnie pozbyć? Rozwalić swoją głowę? A co do moich wspomnień - nie mam ich.
Zobaczysz, jakoś się ciebie pozbędę. Najwyżej skorzystam z pomocy specjalisty.
Kogo? Psychologa? To do jego gabinetu zapewne cię wyślą, gdy powiesz, że w twojej głowie mieszka jakiś głos.
Chcę coś odpowiedzieć, ale moją wewnętrzną konwersację przerywa pewna rzecz, a właściwie gest. Jakieś zwierzę puka noskiem o moje kolano.
Co to?
Jerzusia. Nie jeż. Pisze się przez "rz".
Jest śliczna.
Biorę do ręki malutkie stworzonko. Jeśli ktoś że względu na nazwę myli to zwierzątko z jeżem to jest w ogromnym błędzie, gdyż maluch ten przypomina bardziej kociaka. Tylko kilka jego cześci ciała jest różnych od kota.
Uszka są jeszcze bardziej spiczaste i skierowane ku dołowi, ma dość długie nogi, dzięki czemu jest zapewne szybki, jego oczy są nienaturalnie żółte, a z pyszczka wystają długie kiełki, które są dłuższe od pozostałych zębów.
Biorę jerzusię do ręki i wracam z nią do obozowiska. Bawię się z nią przez pewnien czas, aż nadchodzi Denn, a stworzonko kryje się za moimi plecami.
- Denn! Denn, kochana! Nie zgadniesz co, a właściwie kto się do mnie przybłąkał!
- Chyba rzeczywiście mi się nie uda. - dziewczyna wykazuje zero entuzjazmu.
- Spójrz. - mówię wyciągając przed siebie jerzusię. - Czyż nie jest rozkoszna? - zwierzątko patrzy na Denn swoimi wielkimi oczami z wyraźnym zaciekawieniem.
- O jejku... - zachwyciła się. - Jak ma na imię? - pyta drapiąc malucha po brzuszku.
- Jeszcze nie ma imienia.
- Czy mogę ci coś podpowiedzieć? - błyszczą jej się oczy, więc kiwam głową na zgodę.
- Co powiesz na Xerę? To imię należało do największej władczyni smoków.
- No jasne! Niech wyrośnie na tak wspaniałą jak jej imienniczka. - uśmiecham się.
________________________________________
Dziś spokojny rozdział, ale mam nadzieję, że przez to nie gorszy, bo już tamtym wiele do ideału brakuje.
Wszystkich instagramowców zapraszam: elvish_tigress